Walka o naszą piekną, wymarzoną elewację rozpoczęta. Powiem szczerze ( a raczej napiszę) raczej nie byliśmy do końca świadomi na co się porywamy...
No cóż jak powiedziało się A, to trzeba powiedzieć B... a gdzie tam do Z :)
Poza tym marzenia kosztują, w naszym przypadku wolny czas i siły ( o pieniądzach dżentelmeni nie rozmawiają ).
Pierwsze prace (z wielkim bólem) ruszyły początkiem czerwca. Oj, było ciężko... Początki dały nam nieźle w dupę... Wszystko wymierzone, od sznurka, ale K...wa te cegły są k....ko nierówne... Na dodatek jak tylko się "rozgrzaliśmy" trzeba było kończyć. Pracę rozpoczynaliśmy po 17.30 (Mati tak wracał z pracy), kończyliśmy około 21.00 (trzeba było ogarnąć Panicza, no i iść do pracy wcześnie rano:)
W soboty Mateusz również pracuje, tak więc najwięcej ściany nam przybywa w niedzielę po Sumie.
W pewnym momencie cierpliwości mi brakło, nie chciało mi się już czekać na Męża i tak zaczęłam sama przygotowywać budowę do pracy (w trakcie dżemki Janka). Nauczyłam się obsługiwać mieszadło do zaprawy i po jednym telefonie poznałam tajemnicę porządnej malty. Mateusz wracał, a praca już wrała (można tak powiedzieć:). Jedynie nie chce mnie dopuścić do dużej kontówki którą przycinamy cegły.
Tak to mniej więcej wyglądało przed naszym urlopem.
A zapomniałam dodać że przed walką o mur udało nam się wymienic nasze drzwi wejściowe na nowe:)
Teraz jesteśmy na urlopie i dupiemy, z małą przerwą na wesele kumpla. Zdjęcia i wiadomości jak idzie później:)